Prowadzisz lubiany przez mieszkańców osiedla sklep spożywczy, gdy nagle w Twoim najbliższym sąsiedztwie powstaje nowoczesny supermarket. Wynajmujesz mały lokal, w którym prowadzisz salon kosmetyczny, a kilka budynków dalej otwiera się sieciowe SPA z usługami z zakresu chirurgii plastycznej. Zainwestowałeś w produkcję koktajli odchudzająco-detoksykujących – a nagle w sklepach pojawią się silnie reklamowane w mediach produkty tej samej kategorii. Co w takiej sytuacji należy zrobić? Podpowiadamy!

Wielu ekspertów w swoich książkach radzi, by płynąć z rynkiem… ale życie pokazuje, że w praktyce nie jest to już takie proste.

Po pierwsze: żadna książka nie zmieni emocji przedsiębiorcy, który znalazł się w trudnej sytuacji. A emocje często są złym doradcą i podpowiadają decyzje, która często mają zerowe szanse powodzenia w praktyce, a mimo to przedsiębiorca czuje się z nimi dobrze.

Po drugie: to, że 95 firm lepiej wyjdzie na płynięciu z rynkiem, nie oznacza, że nie znajdzie się wystarczająca liczba lojalnych klientów, a więc takich którzy doceniają Twoje produkty. A więc wciąż sporo jest lokalnych sklepów spożywczych, ale też sporo sieciówek. Podobnie z sytuacja wygląda z obecnością małych salonów kosmetycznych i wiele rozbudowanych obiektów z podobnym zestawem usług.

Po trzecie: żadna firma nie zmienia z dnia na dzień swojej oferty tylko dlatego, że jakiś celebryta zostaje twarzą sieciówki. Najważniejsze jest to, co robią klienci, ponieważ to oni głosują portfelami – a zanim zmienią swoje przyzwyczajenia, minie trochę czasu. Nawet iphone nie osiągnął sukcesu przez jedną noc.
Jakie są nasze podpowiedzi?

Rozwiązania widzimy trzy. Generalnie, sugestia brzmi „płynąć z rynkiem”, czyli dopasować produkt/usługę do potrzeb i oczekiwań klientów. To nie podlega dyskusji. Ponieważ jednak niemożliwa jest zmiana z dnia na dzień – trzeba przestawić produkcję, dystrybucję, nawet przygotować nowy szablon faktury – warto natomiast zastanowić się, co robić równocześnie. Bo równocześnie z przestawianiem firmy na nowe tory, trzeba zarobić sumę zapisaną w miesięcznym zestawieniu przychodów.

Opcja numer 1:
doić dotychczasowy pomysł, ile wlezie („doić” to termin fachowy, ponieważ ta strategia nosi nazwę „dojna krowa”), akceptując, że z każdym miesiącem przychody mogą być jednak coraz mniejsze. Tak więc działanie równoczesne polega na przeznaczeniu części pieniędzy na szukanie i opracowanie nowych ofert. To wyjście jest korzystne i właściwe, jeśli faktycznie dotychczasowy produkt cały czas przynosi zysk na czysto.

Opcja numer 2:
prowadzić dotychczasową działalność tak dobrze, jak to możliwe, akceptując, że rynek się zmienił i że już nie jesteśmy na nim wiodącym graczem. Jednocześnie trzeba rozglądać za nowym wyzwaniem biznesowym. A może jednak dotychczasowa branża wcale nie podobała nam się tak bardzo, ale nie mieliśmy na tyle odwagi, by porzucić zyskowny produkt i zająć się tym, co naprawdę lubimy robić – i na czym damy radę zarobić.

Opcja numer 3:
sprzedać szybko firmę, póki jeszcze trzyma jakąś wartość. Ewentualnie, sprzedać z utrzymaniem miesięcznej „renty” lub „pensji doradczej”, żeby mieć stały przychód, ale już nie angażować się w rozgrywki rynkowe. Opcja emerytury biznesowej zawsze wydaje się odległą przyszłością. Jednak w przypadku głębokiej zmiany w potrzebach lub oczekiwaniach klientów, albo w przypadku pojawienia się nowej technologii lub urządzenia, wyjście z biznesu może być bardziej rozsądne życiowo. Bo dla przedsiębiorcy, firma nie jest ćwiczeniem z inżynierii finansowej ani wyzwaniem intelektualnym: to część życia. Każda decyzja musi brać pod uwagę ten wymiar. Dlatego dobre rady ekspertów każdy i każda z nas musi jeszcze przepuścić przez filtr swojej własnej sytuacji życiowej: spłacanych kredytów, podpisanych umów, planów do wykonania, zapału i entuzjazmu do robienia czegoś nowego. Jeśli filtr pokazuje, że już nie warto, to nie warto. (CBP)

Tekst powstał we współpracy z portalem CO BOLI PRZEDSIĘBIORCĘ